„Jesteśmy nostalgiczni i chcemy to wszystko przeżyć na nowo w muzyce”: L5, Billy Crawford, Charly Nestor... szalony sukces koncertów w latach 90. i 2000.

Mathieu Faure Opublikowano 17.07.2025 o godz. 13:00, zaktualizowano 17.07.2025 o godz. 13:00.
Widzieliśmy w życiu mnóstwo koncertów: Metalliki, AC/DC, System of a Down, Korn, Guns N'Roses, Beyonce, Pink, Iron Maiden, NTM i wielu innych, ale powiemy wam szczerze: świetnie się bawiliśmy, cofając się w czasie, na wieczór na plaży Cousteau w Saint-Laurent-du-Var w ramach Beach 90, by być świadkami powrotu na scenę wielu artystów z naszej młodości.
Na scenie wystąpili Menelik, Tragédie, Billy Crawford, L5, Las Ketchup, Corona, Allan Theo i Worlds Apart, a publiczność i tak była już oczarowana.
„Jeśli tu jesteście, jeśli my tu jesteśmy, to dlatego, że odczuwamy nostalgię i chcemy przeżyć to wszystko na nowo poprzez muzykę” – mówi Coralie z L5, girlsbandu, który wygrał pierwszą edycję Popstars w 2001 roku.
Tak, niektórzy się zestarzeli, przytyli, zbliżają się do sześćdziesiątki, mają mniej pewności siebie w choreografii lub gorzej trzymają nuty. I co z tego? Nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
Byli szczęśliwi, że są na scenie, a publiczność była zachwycona, mogąc ich ponownie zobaczyć, szczególnie angielskie trio Worlds Apart, które pojawiło się na zakończenie występu i nadal cieszy się dużą popularnością wśród żeńskiej części publiczności.
Ta sama stara historia w La Garde w ten czwartekW świecie, w którym muzykę słucha się bez umiaru, być może nawet z nadmierną łatwością, takie nostalgiczne wieczory cieszą się ogromnym powodzeniem.
Wystarczy spojrzeć, jak tłum natychmiast rozpoznał brzmienie duetu Tragedy, Hey Oh , jeszcze zanim wyszli na scenę, aby zrozumieć, że ta muzyka, stworzona dla zabawy, przetrwała próbę czasu.
Czasem krytykowany w latach 90., ten wyjątkowy dźwięk pozostaje potężną magdaleną Prousta. Zapominamy o wszystkim, kołyszemy biodrami i czerpiemy z tego przyjemność.
„Zawsze będziemy zdumieni tym oczekiwaniem i tym sukcesem popularności” – mówi Tizy Bone z zespołu Tragédie. „Prawie nie mogliśmy śpiewać, bo publiczność znała wszystkie słowa. To satysfakcjonujące, zwłaszcza gdy świętujemy naszą 20. rocznicę. To prawdziwa pasja, jesteśmy wzruszeni, że młodsze pokolenie jest z nami; to znaczy, że udało nam się odnaleźć uniwersalną stronę”.
Co więcej, wszyscy ci ludzie cieszą się z powrotu na pierwszy plan po niekiedy delikatnym zwrocie w latach 2000., pomiędzy zapomnieniem a etykietą, przez niektórych, „ byłego” .
Rozradowany Billy Crawford rozmawia z Tragedy i robi sobie zdjęcia z Worlds Apart. Menelik, który zawsze ma talent do rozkręcania tłumów swoim hitem Bye Bye , jest zajęty robieniem sobie selfie.
Bez względu na to, czy są starsi, czy młodsi, ci artyści, którzy kiedyś byli obecni w telewizji lub w czasopismach takich jak Ok Podium , teraz wracają na scenę i z jakiegoś niewytłumaczalnego, a zarazem magicznego powodu, to ogromna radość móc być tam.
Niedoskonałość sprawia, że całość jest wzruszająca. Mogło to zabrzmieć banalnie, ale magia kryje się po jasnej stronie i nadaje wszystkim tym artystom z naszej młodości wzruszającą i troskliwą stronę.
A ci, którzy przegapili okazję we wtorek, mogą to nadrobić w ten czwartek, grając Hit Party 2000 w La Garde z udziałem tria Worlds Apart, L5 i Billy'ego Crawforda. Wisienka na torcie? Wstęp wolny. Chodźcie, zostawimy was w spokoju; mamy choreografię do Baby Come Back do podszkolenia.
Hit Party 2000 w najbliższy czwartek o 21:30. Place de la République, La Garde. Bezpłatny.
To rzadkość, aby duet prowadzący program muzyczny – w tym przypadku Hit Machine – wywarł tak głęboki wpływ na pokolenie. Charly i Lulu, bo o nich mowa, poprowadziły wieczór Beach 90 w Saint-Laurent du Var we wtorek wieczorem, jak za dawnych dobrych czasów, gdy królowały na autostradzie M6.
Wszyscy ci artyści byli goszczeni przez duet, gdy program na tym „małym, obiecującym kanale” był obowiązkowym punktem programu promocyjnego. Billy Crawford nazywa ich „Charly i Loulou”. Między nimi panuje prawdziwa sympatia.
„Zawsze zaskakujące jest, że ludzie reagują” – podkreśla Charly. „To również wieczór płatny, co oznacza, że publiczność sama z siebie przyszła. To czysta radość; nie powinniśmy się już dziwić, że piosenki sprzed 25 czy 30 lat wciąż działają; delektujmy się życiem i bądźmy za nie wdzięczni. Krytycy piosenek zawsze istnieli, nawet w czasach Claude’a François czy Sheili, liczy się tylko odbiór publiczności; to oni mają rację”.
„Jesteśmy tu po to, żeby się dobrze bawić ” – kontynuuje Lulu. „Kiedy widzisz publiczność, niezależnie od wieku, która chce śpiewać i tańczyć, wiesz, że jesteś na dobrej drodze. Spójrz na Las Ketchup – zaśpiewają pierwszą nutę swojego przeboju, a wszyscy zapamiętają choreografię”.
„Byliśmy wektorami”
Oklaskiwane na scenie przez publiczność, która zaśpiewała a cappella ich przebój „Le feu ça brûle ”, Charly i Lulu są ikonami wbrew sobie. Rzadko się zdarza, by duet prowadzących był tak doceniany, zwłaszcza z biegiem czasu.
„Ludzie mają gust” – śmieje się Lulu. „Byliśmy wektorami, nośnikami epoki, w tym segmencie byliśmy tylko my, poza tym istniała pewna forma różnorodności, nieco bombastyczna à la Drucker. Ludzie pamiętają nas, epokę, muzykę, artystów, których lubili w tamtym czasie” – potwierdza Charly.
„Byliśmy ambasadorami tego okresu, jesteśmy jak pocztówka, którą przechowujemy jako cenną pamiątkę” – podsumowuje Lulu.
Trzeba go było zobaczyć, bystrego jak ryba w wodzie, rozgrzewającego się przez długie minuty przed wyjściem na scenę. Allan Théo, promienny pięćdziesięciolatek, miał trudne zadanie otwarcia balu. Jego przebój „Emmène-moi ” był prawdziwą falą uderzeniową w 1998 roku – osiągnął status złotej płyty – i wciąż rezonuje w umysłach wszystkich.
„Mam ten sam entuzjazm, co na początku. Przez dziesięć lat robiłem coś innego, rocka, i zostałem w pewnym sensie zmuszony do powrotu do tej muzyki” – śmieje się – „i zdałem sobie sprawę, że ta muzyka uszczęśliwia ludzi, a przez zanieczyszczenie uszczęśliwia również mnie, podczas gdy ja byłem wściekły na rocka”.
Osoba, która niedawno dołączyła do ruchu latynoskiego, również wspomina ten bardzo szczególny okres końca lat 90.: „Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje. Żyłam w bańce, na początku nie miałam kontaktu z publicznością, a potem, kiedy singiel stał się viralem, nie mogłam już robić zakupów, chodzić do restauracji, do kina. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to forma histerii, ludzie tracą kontrolę i fascynuje mnie, że muzyka potrafi to zrobić”.
Muzyka stworzona do puszczania
Choć wydał szereg hitów, w tym „Lola” i cover utworu Ricky'ego Martina „Un, dos, tres” , Allan Theo przyznaje, że zabawa wciąż trwa.
„Ludzie to lubią, bo wracają do dzieciństwa, ale jest to też niesamowicie radosne, nie da się temu zaprzeczyć. Zaczyna się śpiewać piosenkę, czasem wystarczy jedna nuta, a ludzie krzyczą, są w niebie, to jest magiczne. Mówiliśmy, że to komercyjna muzyka, ale wszystkie dźwięki z tamtej epoki utkwiły nam w pamięci, coś w tym było…”
Var-Matin